Islandia ma około trzystu tysięcy mieszkańców. Malutko. Duża wyspa, mało ludzi, musi być im w związku z tym smutno, że jest ich tak mało, trzech mieszkańców na kilometr kwadratowy, kwadrans trzeba iść, żeby pogadać z drugą żywą duszą. Może dlatego na każdego Islandczyka przypadają dwie owce? Żeby nie czuli się tak samotni?
Wiosną farmerzy wypuszczają swoje stada owiec z farm na stoki gór i w doliny. Jeśli na zielonych stokach widzicie rzeszę białych plamek – są to owce. Przez kilka miesięcy są zupełnie wolne – biegają gdzie chcą, robią co chcą, nikt ich nie pogania, nikt ich nie próbuje nawet ujarzmić. Dopiero z początkiem jesieni farmerzy zaczynają zaganiać je na farmy – w górach zaczyna pojawiać się śnieg, a owce bez pomocy człowieka nie przeżyją zimy. A do tego czasu można je spotkać wszędzie.
W środku parku Jökulsárgljúfur (tak z 60 km od najbliższych osad) spotykam parę. Owce nie są dzikie, mają znaczki w uszach. Stoją, patrzą się na mnie. Nie wyglądają na wystraszone. Baran dumny, patrzy zaciekawiony, maciorka trochę płocha, przesuwa się bliżej niego. Owce trzymają dystans, nie pozwalają podejść za blisko - odsuwają się, nie uciekają. To ich teren.
Sveinna poznaję w autobusie jadąc na coroczne zaganianie koni z gór. Sveinn jest typowym Islandczykiem, ma na sobie wełniany sweter, blond włosy i częstuje nas whiskey „Scottish Leader” (chyba jedna z tańszych, połówka w plastikowej butelce). Marzy o własnej farmie, kocha islandzką przyrodę, lubi polować na dzikie gęsi i szaleje za końmi.
Kiedyś chciałby mieć dwa. Podczas zaganiania koni, gdzie jesteśmy otoczeni przez setki z nich pokazuje mi jednego: „widzisz tamtego brązowego?” Myślę sobie: tam jest ze dwadzieścia brązowych.
„Tamtego z jaśniejszą grzywą, białą strzałką na pysku, rozjaśnieniem pod kolanami, ciemną grzywą”. Koń jak koń dla mnie. Sveinn, widać, kocha konie. Tłumaczy mi, o co w tej całej zabawie z końmi chodzi.
Sveinn mówi, że tak jest lepiej. Źrebak, który spędzi pierwsze lata swojego życia w dziczy, jest bardziej samodzielny i odważny, bardziej nadaje się do ujeżdżania i treningów.
Wracamy autobusem. Kończę ze Sveinn’im „Szkockiego Lidera”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz