piątek, 31 grudnia 2010

Wracamy. Nareszcie o workcampie.

Przerwa była dosyć długa, a dziś sylwester - zobaczymy, jak się bawi Reykjavik.

A teraz chwilkę o workcampie.

Jest jakieś 60 osób, 3 Polaków. Mili Japończycy, szalone Koreanki, Amerykanie, rózni Kanadyjczycy, Rumuni, Bułgarka, Hiszpanie, wegetarianie i weganie, muminki z Finlandii, no i Niemcy. Spora grupka, podzielili nas na trzy domy (jesteśmy w niebieskim, najlepszym).

Co robimy? W sumie to bardziej camp niż work, było trochę rozdawania gorącej czekolady na ulicach stolicy w jednym z najzimniejszych dni w roku - zbieraliśmy pieniądze na pomoc mieszkańcom kolumbijskiej wyspy Isla La Bomba (niedaleko Cartagena del India). Trzy dni marznięcia dały kwotę w zawrotnej wysokości 30.ooo koron islandzkich, czyli 750 zł. Szaleństwo!

Część z nas śpiewała jeszcze kolędy we wszystkich możliwych językach. Robiliśmy też ozdóbki świąteczne ze śmieci, którymi przyozdobiliśmy nasze domki (bo nikt inny ich nie chciał).

Odwiedzaliśmy też i pomagaliśmy w stołówce dla ubogich i bezdomnych. Większość osób stołujacych się tam to imigranci, ciężko uświadczyć prawdziwego Islandczyka. Byli też Polacy - poznałem się z panem Wojtkiem, zbrojarz, na Islandii 5 lat, 2 lata pracował na budowie, aż zaczęło się sypać - potem rok w fabryce, a dwa lata na zasiłku. TAK, drugi rok - zasiłek można dostawać nawet 3 lata (a jest projekt ustawy, ze nawet 4).

Porozmawialiśmy sporo o piłce nożnej. Jest fanem Liverpoolu, a przez wiele lat jeździł do Wrocławia na mecze Śląska. Swój chłop. Do polski wracać nie chce, bo u nas roboty też nie ma, więc po co. A jak to powiedział: "Socjal na Islandii jest zajebisty". Mieszka w garażu zaadoptowanym na studio, sam, cisza i spokój. Ma telefon komórkowy, kartę kredytową, przychodzi do stołówki jeść śniadania i obiady. Czasem też dostaje paczki, ale trzeba wystać swoje w kolejce.

Dobrze się im tu powodzi. Dziewczyny zrobiły ciasto, żeby poczęstować wszystkich w stołówce. Wojtek tylko spojrzał na swój kawałek z grymasem i powiedział - "coś mi to na zakalec wygląda" i zręcznie skierował rozmowę na inne tory. A inni chcieli Marię (trzecia z  Polaków na obozie, z Bukowiny Tatrzańskiej) odwieźć własnym samochodem na lotnisko.


Oj dobrze im się tu powodzi. Polakom, Litwinom, Portugalczykom, Islandczykom i każdemu innemu na socjalu. Jak na bezrobocie to na Islandię!

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Cafe Sodoma.

Pozdrawiamy wszystkich, tak, my, ja i Sylwia, z kawiarni o wdzięcznej nazwie Sodoma.

Pub czy kawiarnia, nie mu tu ani Sodomy, ani Gomory, ale jest funkowa muzyka i słodkie wino!


ps. Jak tylko znajdę kogoś z czytnikiem kart z aparatu znowu będą obrazki! :)

piątek, 17 grudnia 2010

To już jest koniec. Części pierwszej.

16.30, spakowany, został tylko komputer na biurku. Czekam na Aleksieja i wylatujemy z Akureyri jako jedni z ostatnich.

Wiem jedno - to ludzie stworzyli to miejsce. Kiedy pierwsi zaczęli wyjeżdżać zabierali ze sobą część tego miejsca, które stawało się coraz bardziej puste i puste, aż do teraz, przed samym końcem.

Nigdy nie czułem się tak samotny jak wtedy, kiedy pojechało jakieś 95% osób stąd i została nas tylko czwórka - Ja, Marcin, Giedryus i Aleksiej (Litwini).

Teraz czekam na samolot już tylko.


A potem:

Część druga, Święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok z Sylwią na wolontariacie w Reykjaviku. Nie mogę się doczekać, jeszcze tylko jeden dzień!

środa, 15 grudnia 2010

Taniec Haka.

Dave jest Nowozelandczykiem. Zapis krótkiej rozmowy:


-Dave, jesteś z Nowej Zelandii, prawda?
-No tak.
-Grasz może w rugby?
-Tak, a co?
-To potrafisz zatańczyć Hakę?
-Ty wiesz co to jest Haka? Naprawdę? Każdyw Nowej Zelandii potrafi ją zatańczyć, to część naszego dziedzictwa.
-Więc nie tylko rugby?
-Tańczymy to na ślubach, na pogrzebach, na uroczystościach - oficjalnych i rodzinnych. Każdy z nas to potrafi.
-Hmm.
-Ale to miło, nie sądziłem, że jest to tak rozpoznawalne na świecie. Szacunek.

wtorek, 14 grudnia 2010

Powrót do korzeni.

Wszyscy powoli wyjeżdżają, jest tu pusto.

Z Mateuszem graliśmy sporo w Heroes of Might and Magic 3 - kultowa pozycja, dawne czasy się przypominają.






Od jutra w AkurInnie jestem sam. Kurde.

niedziela, 12 grudnia 2010

Koncert po islandzku.

W sobotę do Akureyri zawitał Blaz Roca. Jakiś czas temu pisałem, że to jeden z tych zespołów, które w tym sezonie są na szczycie list przebojów Islandczyków.

Koncert jak malowany: raper z olbrzymim łańcuchem, i DJ w koszulce Boston Celtics, i karzełek odpowiedzialny za przyśpiewki, i ochroniarz, który wybierał, które z lasek mogą wejść i potańczyć na scenie, i szampan lejący się strumieniami.

sobota, 11 grudnia 2010

O-sta-tni!

Wczoraj napisałem ostatni egzamin z "History, development and characteristics of civil law".

Wyniki dopiero w styczniu!

Moja edukacja została tutaj zakończona, teraz trzeba pozbierać całą papierkologię i powoli się zbierać.

wtorek, 7 grudnia 2010

Zima raz jeszcze.

Jeszcze dwa zimowe zdjęcia, zanim uda mi się przegrać zdjęcie islandzkiej świątecznej choinki :)


Poznajcie Jolę!

Każdy Jolę zna, każdy Jolę ma!

Kim jest Jola? A właściwie - Jóla?

Jóla to święta Bożego Narodzenia. Jóla jest wszędzie.

Mamy Jólamjolk, czyli świąteczne mleko w odpicowanym kartonie. Mamy Jólasmjór, czyli świąteczne masło (takie samo, opakowanie inne). Jest też Jólabjór, świąteczne piwo, droższe i inne, trochę jak Okocim Palone (pamięta je jeszcze ktoś?). I Jólagradaostur, świąteczny ser pleśniowy. I Jólaskyr, świąteczny twarożek.


Jóla, Jóla, Jóla!


Na koniec zagadka: Po ponad 3 miesiącach pobytu na Islandii, jakie jest moje ulubione zdanie po islandzku?

Sorry, I don't speak Icelandic.

niedziela, 5 grudnia 2010

Zagubione panoramy.

Porządkując dysk twardy natknąłem się na całkiem ładne zdjęcia panoramiczne zrobione podczas wycieczki po parku Jökulsárgljúfur, jeszcze z października.

Rzeka Jökulsá á Fjöllum przepływająca przez park.


Po prawej "świeże" góry, szczyty jeszcze niezerodowane i pokryte sypkim, czerwono-czarnym materiałem wulkanicznym.

Wąwóz Asbyrgi. Ma kształt podkowy (łuku jak kto woli). I nie za bardzo wiadomo, skąd się wziął - obydwie teorie nie są zbyt przekonywujące. Pierwsza z nich przyczyny szuka w olbrzymiej powodzi lodowcowej bądź przesunięciach lodowców na skutek erupcji wulkanicznych. Druga zaś... hmm, pamiętacie Odyna? Jego ośmionogi koń, Sleipnir, odcisnął na ziemi islandzkiej swoje olbrzymie kopyto formując wąwóz podczas jednej z podróży Nordyckiego boga.





Asbyrgi - Tu zdjęcie lotnicze.

sobota, 4 grudnia 2010

Kino klasy B.

Zaczęło się pewnego razu od "Maczety" (premiera miała miejsce tutaj dużo wcześniej niż w Polsce). Po paru tygodniach wróciliśmy do tematyki filmów z  niższej półki.

Pierwszy był "The Killing of Satan", rok produkcja 1983, Filipiny. Jedyny w życiu filipiński film jaki widziałem.

Fabuła w skrócie: Protagonista, Lando,głęboko wierzący wąsacz  w dżinsowej kurtce został śmiertelnie postrzelony. Magicznym sposobem jego wujek (oddalony o kilkaset kilometrów) przyjął kulę na siebie i zmarł, jednocześnie przekazując Lando magiczną moc. Lando wyrusza z rodziną na wyspę do wioski wuja, zaraz po przybyciu zostaje ona zaatakowana przez pachołków "Księcia Magii" (the Prince of Magick), sprano miejscowych chłopów na kwaśne jabłko i porwano młode niewiasty - w tym córkę Lando. Bohater zostaje poinstruowany w arkanach mocy i wyrusza z przyjacielem ratować dziatki i pokonać Księcia Magii, który, jak się okazuje, służy mroczniejszemu mistrzowi - samemu Szatanowi.

Powalające efekty specjalne.

trailer "The Killing of Satan".

Następny film: Cannibal Holocaust, 1980 rok produkcja, kraj pochodzenia: Włochy. Do tego dnia myślałem, że włosi to wesoły naród miłośników wina i makaronów....

fabuła w skrócie: Profesor wyrusza w głąb amazońskiej dżungli aby poznać zwyczaje prymitywnych plemion kanibali... w jednej z wiosek odkrywa kamerę z taśmą dokumentującą poprzednią wyprawę, której uczestnicy zostali, jak się okaże, zmasakrowani. "Jeżyk", barbecue z oposa czy zupa z żółwia, nie mówiąc już o walających się tu i tam ciałach i bardzo delikatnie mówiąc, zabawach kanibali z ofiarami, wszystko to okraszone muzyką Riza Ortolaniego.To był chyba ten poziom, poniżej którego już zejść nie mam zamiaru.

Nie wrzucam trailera. Jeśli myślisz, żeś twardy, możesz spróbować odnaleźć film i go zobaczyć, ale, żeby nie było, ostrzegałem.

Następny: "Riki-Oh. The Story Of Ricky". Hong-Kong, 1990 bodajże. Werja kinowa, nie anime.

fabuła: Rok 2000, wszystkie więzienia są sprywatyzowane i zarządzane przez wielkie korporacje. Do jednego z nich trafia Riki, kozak jakich mało. Pięciokrotnie postrzelony podczas próby zemsty za śmierć swojej dziewczyny( a kule trzyma w ciele "na pamiątkę" ) posiada też nadludzką siłę - pięścią potrafi rozbić kamienny blok lub dosłownie przebić pięścią przeciwnika. Więzienne realia są ciężką próbą dla Rikiego - każdy z czterech bloków więziennych jest zarządzany przez innego złoczyńcę, a statusu quo pilnuje wicenaczelnik (podobny do Kim-Dzong-Ila) pod nieobecność samego naczelnika - prawdziwego mrocznego mistrza kung-fu.

Przyjemna jatka, polecam wszystkim, którym podobał się Kill Bill. Niezapomniana scena krwawego uppercut'a.

trailer - Riki-oh. The story of Ricky.

Ostatni: "Machine Girl", Japonia, 2008.

Przykładna siostra i uczennica, Ami, po śmierci rodziców opiekuje się swoim młodszym bratem. Brat jednak staje się ofiarą gangu jednego z okolicznych osiłków...który na nieszczęście jest dziedzicem rodziny Yakuzy. Brat ginie, Ami traci rękę, poznaje nowych przyjaciół, otrzymuje protezę-karabin i rusza pomścić brata. Kropka. Film jest raczej bardziej znany i popularny niż pozostałe.

trailer - Machine Girl


Ale wystarczy tego, teraz oglądać będziemy coś bardziej cywilizowanego - Kompanię Braci lub może jakiś górnolotny, islandzki film.

piątek, 3 grudnia 2010

Pojechali.

Bliżej końca niż początku już, ekipa mocno się wykrusza, sporo osób wyjechało. Pojechał Chińczyk (Fei), pojechali Słoweńcy(Maja, Żeljko, Luigi), pojechały Francuzki, pojechali Hiszpanie(David i Gloria). Czyli w głównym budynku Akur-Innu zostali sami Niemcy!

Teutońsko- Nazistowska Okupacja! Nie poddamy się, nie oddam ziemi, gdzie nasz Ród! Ruch Oporu działa!

A tak na serio, ta radosna twórczość w paincie jest przejawem głupich pomysłów, które rodzą się z nudy. Połowa osób pojechała, słońce wstaje o 11, zachodzi o 15, pieniądze się kończą. Mało jest już nawet zajęć na uczelni. Nawet już nie ma z kim pograć w piłkę w jadalni. Niebo zachmurzone, zorzy nie można pooglądać. A poziom wieczorków filmowych poleciał w dół, na łeb, na szyję - napiszę o tym jutro.

Poza tym - u Grzesia w Tampere (Finlandia) była zorza - zupełnie inna niż u nas  - zobaczcie sami.
Jest taki instytut na Alasce, który przedstawia prognozę zórz polarnych TU. Im wyższa liczba na skali, tym większa szansa zobaczyć ten fenomen.

środa, 1 grudnia 2010

Dzisiaj znów muzycznie.

Już pisałem, jaką muzykę Islandia eksportuje, spójrzmy na ich rynek wewnętrzny.

Oto, czego czego słuchają Islandczycy, co zajmuje szczyty list przebojów, i oczywiście, po islandzku. Dwa hity tego sezonu, obydwa jakby z innej bajki.


Páll Óskar og Memfismafían - Gordjöss.  Hit bardziej radiowy, ale każda kapela grająca na żywo gdzieś w pubach wykonuje cover tego kawałka.






Blazroca feat. Raggi Bjarna - Allir eru að fá sér. Blazroca to raper pełną gębą - polecam. A ten kawałek - hit każdej imprezy, zawsze zagrany będzie w klubie. To trochę jak hit Boysów - jak wszyscy są już pijani, każdy śpiewa "jesteś szalona". A islandczycy śpiewają "Allieru Adfasyr". I wszyscy się cieszą.

link do wersji live (do oryginału zawsze się ktoś przyczepia i szybko kasują z youtube'a - może za tydzień znów się pojawi).