Islandia to kraj Skandynawów, a ci zawsze muszą odstawiać jakieś cyrki z alkoholem.
W normalnym markecie nie kupi się wina czy wódki, jedynie 'bezalkoholowe' 'piwo'. 'Bezalkoholowe', bo ma 2.5%, a 'piwo', bo chyba kiedyś leżało koło piwa.
Ale nie wszystko stracone!
Co prawda rząd tego malutkiego państwa ma monopol na dystrybucję alkoholu, można kupić złocisty trunek lub szlachetny napój wytwarzany z fermentacji zbóż czy kartofli. Trzeba tylko pójść do Vinbud'u, czyli lokalnego monopolowego. Swoją drogą bardzo kulturalny markecik z naprawdę szerokim asortymentem piwa z całego świata, wina i mocniejszych trunków. Bajka się kończy kiedy spojrzysz na ceny. Cóż, jakoś sobie radzić trzeba, 6,50 za piwo to jeszcze nie koniec świata.
Ulubiony jest Viking Beer z lokalnego browarka. W sumie nothing special, ale stosunek jakość/cena przemawia za lagerem z zielonej puszki (jest jeszcze jakieś świństwo trochę tańsze, nie polecam).
W całym miasteczu jest tylko jeden Vinbud. Na całe szczęście akurat tuż pod moim gasthausem, znajomi z Czech muszą zapierniczać pół godziny piechotą.
Ciekawostka: w zasadzie wszędzie tutaj się płaci kartą. Rachuneczek na 4.000 koron (100 zł) - dajesz kartę i pach!, po sprawie. Żadnych PINów, limitów, czasem podpis na papierku. Paypass który z trudem przyjmuje się u nas w kraju to przy tym pikuś.
oj ty moj pikusiu :*
OdpowiedzUsuńPisz często i gęsto pikusiu :D :* :P
OdpowiedzUsuń