wtorek, 7 września 2010

Podróż, pierwszy raz na wyspie.

Dzień podróży był morderczy.

W niedzielę miałem ostatni egzamin u doktora, bynajmniej nie takiego, że do rany przyłóż. Ok 18 wyniki (chociaż dalej mam wątpliwości, czy w ogóle to czytał)  z ukochaną 3 w indeksie i ochrzanem na do widzenia za jakieś tam dawne animozje (ale to inna historia).

Potem długo oczekiwane pszeniczne piwo zwycięstwa i pakowanie walizki, w nocy ruszam z rodzicami do Berlina na lotnisko Schonefeld (wylot 6:35). Do samolotu wsiada facet w pełnym opancerzeniu motocrossowym i z baranimi rogami na głowie. Niebo nad Europą bezchmurne, widok z okna niezapomniany. A, i leciałem airbusem 319, miła odmiana od wszechobecnych boeingów

W pół do ósmej jestem w Kopenhadze, mam ponad 5 godzin przerwy między lotami. Duty Free Zone jest tak obfity, że przy odpowiednio zasobnym portfelu i torbie można się tam bawić przez cały dzień.Ograniczyłem się do znalezienia kanapy z kontaktem i odpalenia wormsów na lapku ( w singlu, wi-fi płatne ) i "lunchu" we wschodniej knajpie. Posiłek był akurat największym błędem tego dnia - strasznie długo gotowali to w mikrofali, na tyle, ze trzeba było odczekać z 10 min, zanim będzie zjadliwe. Posiłkiem był ryż z "kurczakiem" "teriyaki". Nie polecam, dalej nie wiem, co to tak naprawdę było, przynajmniej w żołądku się przyjęło.

W samolocie do Reykjaviku, oprócz mnie, głównie Skandynawowie i Amerykanie, była też młoda rodzina Rosjan. Podczas lotu niestety niebo zachmurzone kompletnie. Znowu boeing.


Na miejscu szaro i leje, musiałem zmieni lotnisko z Reykjaviku Keflaviku (international) na Reykjavik Domestic. Po drodze można podziwiać starą bazę NATO zamienioną na akademiki, wulkan, góry i las, który ma 20 lat i drzewa wielkości takiej, jak u nas iglaki w Obi (swoją drogą, na Islandii można dostać za darmo działkę od państwa pod zalesienie, posadź tu pan tylko drzewo na językach zastygłej lawy). Widoki fajne, z pewnością jest to raj dla geologów.


Reykjavik domestic jest lotniskiem, ale więcej ma wspólnego z małomiasteczkowym dworcem PKS. Kupowanie biletu na krajowe przeloty z resztą też. Nawet są bilety ulgowe.

Wieczorem ląduję w Akureyri. Nareszcie.

Na podstawie przygód lotniskowych stworzyłem ranking sympatyczności narodów na podstawie kryterium tolerancji dla nadbagażu. 1. Miejsce - Islandczycy (olali całość, czyli 5 kilo), 2. Niemcy (policzyli tylko połowę), ostatni Duńczycy - nie trzeba chyba tłumaczyć.