środa, 8 września 2010

Kilka słów o Islandii.

Teraz, proszę państwa, kilka informacji o wyspie,  na której spędzę parę miesięcy.

Islandia jest wyspą europejską, raczej wulkaniczną. Natura Islandii jest rekordzistką w dwóch dziedzinach: Największy lodowiec w Europie i największy wodospad. Jeszcze ich nie widziałem, ale nie odpuszczę sobie.

"Europejskośc" mozna traktowac nieco na wyrost - technicznie rzecz biorąc, najbliżej stąd jest do Ameryki Płn, a konkretnie Constable Point na Grenlandii (nie licząc Wysp Owczych). Zresztą, każdy słyszał o Islandii, każdy chyba wie, że takie państwo na świecie jest, ci Islandczycy nawet sporą wyspę mają. Zabawne jest to, że jest ich tylko 300 tysięcy, czyli pół Wrocławia. Nawet Maltańczyków jest więcej, chociaż wyspę mają dużo mniejszą.

Przed kryzysem i całą jazdą z bankami Polacy stanowili tutaj najliczniejszą mniejszość narodową - 10%. Znakomita większość z nich przyjechała tu na początku lat '90, są więc oni niemal tacy jak 'locals'.

Dziś jednak na ustach wszystkich mieszkańców Reykjaviku są muzułmanie, którym udało się kupić całkiem spory budynek. Przeznaczą go na "dom wspólnoty", oczywiście jeśli nie uzyskają pozwolenia na meczet. Poczekamy, zobaczymy co z tego wyjdzie. A, kebaba też można tu dostac.

Islandczycy są bogaci i wyluzowani. Zapytani o wulkan, którego nazwy nikt nie potrafi wypowiedziec, będący zmorą europejskich linii lotniczych przez parę tygodni, twierdzą, że to raczej problem Europejczyków, nie ich (a na twarzach pojawia się uśmiech). Domy nie są ogradzane, przed drzwiami wejściowymi stoją grille, rowery, walają się piłki do nogi. Jeżdżą dużymi amerykańskimi pickupami, jeepami, azjatyckimi Toyotami i różnymi europejskimi samochodami. Mają jedną autostradę dookoła wyspy (można nią jeździc w obie strony), ale, generalnie, wiele z tych dróg, które są asfaltowe jest połatanych z paroma dziurami tu i ówdzie.

Ah, zapomniałbym - asfalt jest tylko w miastach i na głównych drogach. Reszta to drogi bite. Pełen offroad (nawet lokalne pks-y kursujące przez wyspę są dostępne w wersjach terenowych).

Płaci się tu w islenskich krónach. Na monetach są ryby, kraby i zwierzątka, na banknotach smutni panowie. W skrócie, cenę sklepową dzielimy na 4, a potem na 10. Albo na odwrót. Ceny nie są tu aż tak zabójcze, ale to zależy od produktów.

Cała Islandia jest geotermalna. Wyobraźcie sobie - budujecie dom, wbijacie rurę w ziemię i już macie gorącą wodę. Wtykacie wtyczkę w ziemię i macie prąd - po prostu bajka. I serio, tak to tutaj wszystko działa, chociaż oczywiście schemat jest uproszczony. Trochę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz