czwartek, 4 listopada 2010

Haskolinn a Akureyri.

Widok na część kompleksu. Zdjęcie jeszcze z ciepłych dni.



Matematyczny dzwon.
   Haskolin a Akureyri, zwany UNAKiem, jest moją uczelnią w tym semestrze. Tak jak Akureyri jest malutkie w porównaniu do Wrocławia, tak miejscowa uczelnia jest jak Dawid, a Uniwersytet Wrocławski jak Goliat. Największym plusem „rozmiaru” jest brak biurokratycznej molochowatości, z którą spotyka się każdy w mojej alma mater. Nie ma kolejek do dziekanatu. Nie ma presji na tworzenie papierów – większość spraw załatwia się mailowo. Generalnie, nauczyciele zawsze mają czas – ale na to we Wrocławiu nie narzekam.
   To, co mi się podoba, a zarazem jest bardzo islandzkie, z każdym rozmawia się tutaj „jak równy z równym”. Młody doktorant zwraca się do samego rektora po imieniu. Idę do nauczyciela, koordynatora, gdziekolwiek i mogę się poczuć niczym klient uczelni, a nie jak petent „aczegotuznowuchce”.
   Mimo wszystko jeden wielki minus -  w tym semestrze w 90% obcięto kursy z prawa polarnego, czyli jakąś połowę mojego pierwotnego learning agreementu.
   Zajęcia prowadzone są tu w trzytygodniowych blokach. Czyli od poniedziałku do czwartku (czasem piątek, ale rzadko) od 8 rano do popołudnia przez trzy tygodnie mam tylko jeden przedmiot zakończony egzaminem. Potem następny, i następny, i następny. Zaleta wielka – mozna skupić się tylko naprawdę na jednym przedmiocie, nie ma żonglerki: karne-cywilne-europejskie, nie trzeba się bawić we wcześniejsze zaliczanie i przedterminy.
   A kursy? Najciekawsze były seminaria prawnicze, na których zajęcia prowadził Jakob Th. Moller. Tematyka zajęć obracała się wokół Protokołu Opcjonalnego i Komitetu Praw Człowieka, a pan Jakob pracował tam przez kilkanaście lat (nie tylko w Komitecie – także w Międzynarodowym Trybunale Karnym dla Byłej Jugosławii). Poznanie całej tej materii od strony formalnej i praktycznej od osoby, która naprawdę się na tym zna, prawdziwego specjalistę w tej dziedzinie było warte każdej minuty spędzonej na sali. 
  Jest to niesamowita różnica jakościowa w porównaniu z tym, co u uczyłem się o „międzynarodach” we Wrocławiu. Zresztą, jakby inaczej, nie sposób porównać wiedzy naszych doktorów którzy posiadają znakomitą ogólną wiedzę, z kimś kto faktycznie w tym „siedzi” od lat. I otwarcie mówi o wątpliwościach składu sędziowskiego w sprawie sprzed 15 lat co do repatriacji; kiedy Protokół Opcjonalny nie działa, tak jak zamierzono, chociaż jest stosowany zgodnie z jego literą. Miło usłyszeć to od kogoś, kto tam był.
   Najgorszy? „Writing and critical thinking”, dumnie brzmi, podobnie dumnie brzmiał opis i sylabus. Rzeczywistość – zupełnie inna. Mieszanka podstaw bibliografii, logiki formalnej i po trochu wszystkiego. Nudy jak diabli, ale mam już to za sobą.

Jak ktoś chce, może sobie zajrzeć na stronę uczelni - Tutaj 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz